"Szybki numerek"

W szkole średniej założyliśmy zespół muzyczny. Pięciu chłopców i ja jedna. Byłam solistką czyli trzymałam tak zwany wokal. Czasem wspomagałam nas grą na flecie bocznym, ale zdecydowanie wolałam śpiewać. Jak prawie każdej młodej dziewczynie , tak i mnie , marzyło się zostać piosenkarką i zrobić oszałamiającą karierę. Póki co, występowaliśmy na szkolnych akademiach i potańcówkach. Nie było tego zbyt wiele, więc nasza zespołowa kariera nie rozwijała się w oszałamiającym tempie. Ostatni wspólny występ daliśmy na naszym licealnym komersie, a potem każdy z nas poszedł w swoją stronę. Moje plany związane z karierą piosenkarki musiały ustąpić miejsca bardziej przyziemnym, ukończyłam więc Wyższą Szkołę Biznesu o kierunku rachunkowość i finanse. Szybko zrozumiałam , że to był błąd. Moja artystyczna dusza coraz częściej dawała mi znaki, że praca za biurkiem, to nie dla mnie, ale nie miałam wyjścia. Kiedy podjęłam pracę wyprowadziłam się od rodziców i wynajęłam małą kawalerkę w mieście. Rachunki trzeba było opłacać. Czasem wieczorami wychodziłam z koleżankami z pracy do pobliskiego klubu . Zawsze świetnie żeśmy się bawiły . Mogłam się tam wyżyć artystycznie, kiedy zapraszano do wspólnej zabawy przy karaoke. Często słyszałam , że mam ładny głos i marnuję swój talent chowając się w papierkach. Śmiałam się   i mówiłam, że te papierki dają mi wikt i opierunek, a śpiewaniem mogę się tylko bawić.   Mijał kolejny rok , a prezes wymyślił, że zamiast corocznego spotkania wigilijnego, zorganizuje imprezę dla całej załogi w okresie karnawału. Chciał   podziękować załodze za kolejny rok pracy przy okazji karnawałowej imprezy integracyjnej. Początkowo przyjęłam tę wiadomość dość sceptycznie, ale skoro szew tak zadecydował , trzeba było się rozejrzeć za jakąś odpowiednią kreacją. Kiedy całą naszą paczką wchodziłyśmy do hotelowej restauracji, w której odbywała się nasza integracyjna impreza, już od wejścia dało sie słyszeć przygrywający do tańca zespół muzyczny.   Jakoś dziwnie znajomy wydawał mi się głos solisty. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało sie, że był to Krzysiek, gitarzysta basowy z naszego szkolnego zespołu. Bardzo się ucieszyłam z tego spotkania. Wydał mi się taki dorosły, jakby był kilka lat starszy ode mnie. Nie widzieliśmy się ponad osiem lat. Poczułam dziwne, przyjemne ciepło. Kiedy nasze oczy się spotkały, odniosłam wrażenie, że mój widok zaskoczył go równie mocno , jak mnie jego. Każdą przerwę pomiędzy graniem zespołu, a naszymi tańcami przegadaliśmy żarliwie. Nad ranem, kiedy na parkiecie juz sie trochę przerzedziło, a serwowane trunki z lekka przytłumiły zmysły, Krzysiek zaproponował abym z nimi zaśpiewała, jak za dawnych, szkolnych lat. Impreza była przednia, świetnie się bawiłam, może dlatego , że spotkałam kolegę z klasy, który wydał mi się bardzo interesujący, a może dlatego, że wspomniane trunki i na mnie podziałały. Prawda była taka, że nie dałam się długo prosić i zaśpiewałam. Poczułam się cudownie, jakbym znów była w liceum. Śpiewanie to było to , co zawsze chciałam robić, tam właśnie to zrozumiałam. Dziwny przypadek zrządził, że spotkaliśmy się akurat w takich okolicznościach. Byłam losowi wdzięczna, bo dawno nie przeżyłam tak wspaniałych chwil. Poza tym był to początek   nowej drogi w moim życiu.   Krzysiek i jego koledzy z zespołu zaproponowali mi spółkę. Okazało się, że mają podpisany kontrakt   z tym właśnie hotelem, notabene najdroższym w mieście, na oprawę muzyczną ich imprez. Stała praca i niezłe dochody, szczerze mówiąc o wiele atrakcyjniejsze niż w moim księgowym biznesie.   Nie miałam się nad czym zastanawiać. Moją decyzję przypieczętował jeszcze jeden fakt i chyba najważniejszy - rodzące się uczucie pomiędzy mną , a Krzyśkiem. Oboje byliśmy wolni i oboje poczuliśmy to coś. Przynajmniej tak wtedy myślałam. Było nam razem cudownie.   Spędzaliśmy ze sobą cały czas. Wspólne próby, koncerty i wspólne odsypianie zarwanych nocy czasem u niego, a częściej u mnie . Myślałam, że los się do mnie w końcu uśmiechnął. Wszystko układało się dobrze. Wspaniale żeśmy się dogadywali, mieliśmy podobne upodobania. Poza naszym uczuciem łączyła nas jeszcze miłość do muzyki.     Byłam tak zakochana, że nie widziałam świata poza Krzyśkiem. Jego piękne słówka sprawiały, że czułam sie wyjątkowa i kochana.   Nigdy wcześniej tego nie czułam .   Może przez to właśnie nie zwracałam uwagi na rzeczy, które powinny wzbudzić moją kobiecą intuicję. Kto wymyślił powiedzenie, że miłość jest ślepa, doskonale wiedział o czym mówi. Zauważałam , że Krzysiek bardzo lubi kobiety, on sam o tym otwarcie mówił, ale mówił też, że nie mają dla niego żadnego znaczenia , jest dla nich miły , bo to część jego pracy, ma to niejako zapisane w kontrakcie, ale to ja dla niego jestem i zawsze będę najważniejsza.   Nawet, kiedy zaproponowałam wspólne zamieszkanie, a on odmówił podając mi szereg sensownych, jak na ten moment, argumentów, nie wyczułam zbliżającego się zagrożenia.   Wszystko runęło tak szybko , jak się pojawiło. Myślałam , że znam Krzyśka , że nie mamy przed sobą tajemnic, że jesteśmy najszczęśliwszą parą , że nam sie udało i będziemy ze sobą już zawsze. Nic nie zapowiadało nieszczęścia. Po prostu znów zbieg okoliczności. Wieczorem graliśmy na bankiecie organizowanym przez nasz hotel. Impreza była zamknięta . Już któryś raz z kolei . Często tak było, że graliśmy dla tej samej grupy osób. Z niektórymi znaliśmy się już bardzo dobrze. Tak było i wtedy. W czasie przerw Krzysiek często gdzieś znikał, ale to było dla mnie normalne. Zawsze miał coś do załatwienia, często wychodził na papierosa, albo do baru . Nie widziałam w tym nic złego. Zawsze wracał na kolejne wejście zespołu. Tak było od samego początku naszej znajomości. Tym razem nieobecność Krzyśka się przedłużała, już dawno mieliśmy grać, a jego nie było. Postanowiłam go poszukać. Szukałam w palarni, w barze nawet w męskiej toalecie, nigdzie go nie było. Pobiegłam do naszego pomieszczenia, gdzie trzymaliśmy sprzęt. I wtedy go zobaczyłam. Był tak zajęty obściskiwaniem się z inną kobietą, że nawet mnie nie zauważył. Dla mnie wszystko było jasne, ich niedoubierane   ubrania mówiły same za siebie. Wszystko się wydało. Ziemia pode mną runęła, a ja razem z nią. Krzysiek coś do mnie mówił ,ale ja nic nie pamiętam,   odwróciłam sie szybko i uciekłam. Wróciłam do siebie i płakałam. Krzysiek wrócił rano jakby nigdy nic. Zdziwiony, że tak zareagowałam . Dla niego to, co się wydarzyło między nim , a tamtą kobietą było zupełnie normalne. Przecież on jej nie kocha, to był tylko sex, taki "szybki numerek", bez zaangażowania, mężczyźni przecież tak mają - powiedział. Jak on mógł pomyśleć, że na to pójdę. Nie mogłam uwierzyć, że tak dałam się nabrać. Przepraszał i przysięgał , że mnie kocha, żebym mu wybaczyła, ale nie mogłam. Wciąż mam przed oczami tamtą kobietę i jej szyderczy uśmiech. Jaka ja byłam głupia. Nie wiem czy będę jeszcze mogła znów zaufać facetowi.